niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział I

  Księżyc w pełni wisiał na niebie i był moim jedynym źródłem światła w tym momencie, ponieważ latarka, którą wzięłam ze sobą, leżała rozbita obok pobliskiego kosza na śmieci z którego wydobywał się tak smród, że ledwo mogłam to znieść, ale w tej chwili nie to było najważniejsze. Posłałam wściekłe spojrzenie w stronę bladego mężczyzny stojącego nieopodal, który wpatrywał się pożądliwie w moją szyję.
 - Jesteś taka młoda... - wyszeptał do mnie i zbliżył się. Uśmiechnęłam się pod nosem. Facet najwyraźniej nie wiedział, co go zaraz czeka. Czasami naprawdę cieszyłam się, że wyglądam tak niegroźnie, no ale pozory mylą i on miał się o tym przekonać.

- I co dałaś radę? - spytał mnie Mickey godzinę później, gdy razem przemierzaliśmy pod osłoną nocy ulice Nowego Jorku. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i roześmiałam się.
  - Oczywiście, ja nie dałabym rady? No proszę cię - odparłam, a mój najlepszy przyjaciel się roześmiał. Był wyższy ode mnie o niecałe cztery centymetry, a jego krótkie blond włosy sterczał na wszystkie strony. Miał zielone oczy i uśmiech, od którego każdej dziewczynie zakręciłoby się w głowie. W każdej z wyjątkiem mnie, zresztą Miki, jak nazywali go wszyscy, co niezbyt mu odpowiadało, ale ksywka to ksywa i nic nie mógł na to poradzić - miał już dziewczynę, niejaką Juliet, która tak jak ja i jej chłopak, a także Sandra, Owen i Draco należała do Łowców. Było nas więcej, ale akurat nas skład miał siedzibę w Nowym Jorku i tylko czasami, przy większym zagrożeniu Rada wzywała do nas innych z kraju a także z innych państw, nie tylko z Ameryki Północnej. Z naszej dziesięcioosobowej grupy została nas tylko piątka, ponieważ niestety,trzeba było liczyć się z tym, że nie zawsze się przeżyję. Odkąd pięć lat temu przystąpiłam do szkolenia wiedziałam, na co się pisze, choć miałam wtedy dwanaście lat i kto normalny w takim wieku rzucałby się wprost w objęcia śmierci? Pewnie nikt, ale po części kierowała mną chęć ryzyka, a z drugiej strony chciałam się zemścić na mordercach moich rodziców. To własnie sześć lat temu wampiry z zimną krwią pozbawił życia dwie najdroższe mi osoby i wtedy myślałam, że nie wiem, jak dam sobie radę bez nich. myślałam, że moje życie jest skończone. I właśnie wtedy poznałam Sandrę, moja najlepszą dziś przyjaciółkę, która jest ode mnie starsza o siedem lat, ale świetnie się dogadujemy. To własnie Sandra, niska rudowłosa osóbka z wiecznym uśmiechem na twarzy opowiedziała mi o Łowcach i zdradziła mi, że moi rodzice również do nich należeli i chcieli mi o tym powiedzieć prawdopodobnie w moje dwunaste urodziny, ale tak się, niestety, nie stało. Od tamtej pory kursuję pomiędzy szkołą a bazą Łowców, a w nocy, zamiast spać zabijam wampiry. Każda grupa Łowców ma określone zadanie do wykonania. Nasza grupa zajmuje się tylko i wyłącznie wampirami, od całej reszty są inni. Wampiry są łatwe do pokonania, wystarczy drewniany kołek lub światło słoneczne i po wszystkim, choć zdarza się, że wampir okazuje się silniejszy, a wtedy... Nie ma drogi ucieczki, jedynym wyjściem jest śmierć. Wielu zginęło, ponieważ się wahało, a najważniejszą zasadą Łowców jest, by nigdy tego nie robić i ja na całe szczęście nigdy jej nie złamałam, tak samo jak pozostali, ale ci, których już nie ma z nami niestety popełnili ten błąd. I gorzko za to zapłacili, cena była zbyt wysoka, ale nikt przecież nie ustala zasad w naszym świecie, kiedy i jak zabić lub nie. Nad wampirami nie da się sprawować władzy, choćby nie wiem co. Nikt jeszcze nie odważył się do tego przystąpić i bardzo dobrze., bo kto wie, co by się wtedy stało. Gdy wraz z Mikim weszłam do swojego obskurnego mieszkania na końcu miasta spojrzałam w lustro, mając nadzieje, że nie wyglądam tak okropnie, jak się czuję. Niestety, pomyliłam się. Moje jasno-brązowe włosy zwisały smętnie, jakby nie widziały szamponu i wody od tygodni, cera była mocno szara, a pod brązowym oczami miałam wielki wory pod oczami, co tylko podkreślało bladość mojej cery.
 - Wyglądam jak pół dupy zza krzaka, a nawet gorzej - mruknęłam z niezadowoleniem, odwracając wzrok od swojego odbicia w małym,brudnym lusterku wiszącym obok drzwi, a mój przyjaciel się roześmiał.
 - To lepiej doprowadź się do porządku, bo zaraz całą paczka tutaj wpadnie - na jego słowa westchnęłam z irytacją i posłałam mu wściekłe spojrzenie.
 - No wielkie dzięki, że mówisz mi o tym dopiero teraz! - krzyknęłam, chwytając leżącą na talerzu kanapkę, którą zrobiłam dziś rano i biegiem udałam się do swojego pokoju. Naprawdę kochałam swoich przyjaciół, ale skoro wiedzieli, że po polowaniu będę padnięta, to dlaczego chcieli mnie odwiedzać, podczas gdy ja miałam ochotę iść spać? Byłam najmłodsza z całej grupy i jako jedyna musiałam chodzić do szkoły, a inni nie i mieli gdzieś, że jutro muszę wcześnie wstać. No ale od czego ma się przyjaciół, nie? Z ulgą zrzuciłam swój czarny kombinezon, mocno ubrudzony krwią. Dobrze,że o drugiej w nocy nikt nie przechadza się po mojej dzielnicy, bo inaczej nie skończyłoby się zbyt wesoło i dla mnie i dla przypadkowego przechodnia. Ludzie nie wiedzieli o istotach rodem z powieści fantasy a także o Łowcach, co pozwalało ich choć trochę chronić. Wciągnęłam na siebie szorty, czarny podkoszulek, a włosy szybko umyłam i wysuszyłam. Po piętnastu minutach boso przestąpiłam próg swojego salonu, gdzie wszyscy już na mnie czekali. Sandra na mój widok szeroko się uśmiechnęła.
  -Słyszałam, że świetnie ci dziś poszło - powiedziała do mnie, a ja wzruszyłam ramionami
 - Tak jak zwykle - odparła niedbale, bez cienie pewności siebie w głosie.
 - Ho, ho, jaka pewna siebie! - krzyknął Braco i wszyscy zgodnie ryknęli śmiechem, łącznie ze mną.
 - Dobra, dobra, to nie jest ważne. Mamy dla ciebie ważną wiadomość - powiedziała Juliet, tuląc się do Mikiego i usiłując przebić si przed salwę śmiechu. Wszyscy natychmiast umilkli, a rudowłosa gestem kazała mu usiąść obok siebie, co natychmiast uczyniłam, i spojrzałam na dziewczynę jasnowłosego, piękną jak zawsze. Juliet miała długie włosy do pasa w blond kolorze, duże, niebieskie oczy i oliwkową karnację. Byłą niższa ode mnie, a mimo to miała smukłą sylwetkę i długie nogi. Za taka figurę dałabym się pokroić. Nic dziwnego, że Mickey, największy przystojniak w naszej bandzie od razu zechciał, by została jego dziewczyną. Po trzech miesiącach starań się blondynka się zgodziła i od roku są już parą, ku uciesze innych.
 - Dobra, to ja zacznę - wtrącił Braco, wyraźnie podekscytowany. Jego czarne włosy opadały mu na twarz, gdy uroczo się uśmiechnął. Wielu brało nas za parę, ale wcale tak nie było. Po prostu się z nim przyjaźniłam. Jedynie z Owenem się nie dogadywałam ,ale tak było zawsze i zdążyłam się przyzwyczaić. O ironio Owen był bratem bliźniakiem Sandry, tak samo jak ona miał rude włosy i zielone oczy i był, zaraz po Mikim obiektem westchnień chyba wszystkich młodych dziewczyna w Nowym Jorku, choć Owen miał już dwadzieścia pięć lat a i tak często umawiał się z osiemnastolatkami. Owen wraz z Braco mieli dwadzieścia lat, a Juliet była od nich o rok młodsza. Wiec ja ze swoją siedemnastką na karku byłam zdecydowanie najmłodsza.
 - O o co chodzi? - spytałam głupio, patrząc na każdego w salonie przenikliwym wzrokiem. Wszyscy uśmiechali się tajemniczo, a po chwili Sandra powiedziała coś, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi
 - Będziemy mieli wampira w grupie!

piątek, 25 lipca 2014

Prolog

  Ptaszki radośnie śpiewały, a słońce rzucało promienie na radosną buźkę małej dziewczynki bawiącej się w ogrodzie. Gdzieś w oddali słychać było szum płynącej rzeki. Przypadkowy obserwator stwierdziłby, że to sielska scenka, niemal nierealna. Nic nie burzyło tego wspaniałego obrazka. Ciemnowłosa główka dziecka, na oko dwuletniej dziewczynki przekrzywiła się i nagle wszystko dookoła zamilkło, a dziewczynka wykrzywiła twarz w grymasie przerażenia, a jej duże, czarne oczy napełniły się łzami. Po chwili słońce zakrywają ciemne chmury i zaczyna padać deszcz tak rzęsisty, że niemal nic nie widać wśród jego strug.
 - To Ona? - kobiecy głos rozlega się jakby znikąd i po chwili delikatnie, blade dłonią chwytają wstrząsane płaczem ciało dziewczynki, lecz jej strach po chwili mija i czarnooka zapada w okamgnieniu w głęboki sen.
 - Tak, z pewnością. Oni nigdy się nie mylą - odpowiada niski, męski głos.
 - Wiesz, że to o czym mówiliśmy wczoraj... To jedyne wyjście... - mówi kobieta, a jej zielone oczy są wypełnione determinacją
 - Oczywiście i w pełni się z tobą zgadzam. Ona nie może tutaj zostać. Jej czas nadejdzie, a wtedy... Wszyscy dostaniemy to, czego chcemy - zielonooka odwraca się gwałtownie, a męska dłoń obejmuje ją w pasie. Po chwili wszystko zalewa czarne światło i nic nie przerywa ciszy, która tutaj zapadła. I nigdy nie wiadomo, ile czasu minie, nim ktoś odważy się ją przerwać...





Tym oto postem witam Was :) Mam nadzieję, że z chęcią poświęcicie się lekturze moje opowiadania :) Wszystkie pomysł są w pełni moje i nie bazuję na żadnej ze znanych powieści, choć tytuł bloga może mylić ^^ Choć przyznam, że będzie tu tylko jedna, jedyna rzecz  związana z serią ,,Szeptem", ale nie liczcie na nic więcej ;) Zapraszam do komentowania!